piątek, maja 25, 2007

relacja z sympozjum zinowego by Endi- dzieki!!!





Noc, pociąg z Wrocławia do Warszawy

Mało brakowało, a bym nie pojechała. Busy z Nysy do Wrocławia może i są tańsze i dwa razy szybsze, jednak nader często zdarza się, że po prostu nie przyjeżdżają. Mi zdarzyło się to po raz pierwszy. Ale cóż, należy być silnym, bowiem kto nie maszeruje, ten ginie ;-)

„Wagony do niej podoczepiali
Wielkie i ciężkie, z żelaza, stali,
I pełno ludzi w każdym wagonie,
A w jednym krowy, a w drugim konie,
A w trzecim siedzą same grubasy,
Siedzą i jedzą tłuste kiełbasy.”

Pociągi mają to do siebie, że już po godzinnej jeździe można się poczuć jak wypluta z otworu gębowego megajamochłona. Prawie wszystkie wagony są zarezerwowane dla „kolonii”, czyli jakiejś wycieczki z warszawskiego gimnazjum. W wagonie, który wybrałam, znajdują się, poza tymi z dzieciakami, jeszcze dwa przedziały, gdzie jeden jest wypełniony policjantami, a drugi jakimiś dziadonami. Sama nie wiem, co to ma oznaczać, ale już przyzwyczajam się do tego, iż życie moje obfituje w absurdalne sytuacje. Tak mi się przypomniało, że kiedyś pewien nieznajomy chłopak napisał dla mnie krótki wierszyk, gdy czekałam na pociąg w Gliwicach. Gdy wsiadałam do pociągu, zapukał w szybkę okna na korytarzu i bez słowa wsadził mi tą karteczkę z wierszem i numerem telefonu do ręki, po czym odszedł...

Tym razem nie było żadnych miłych akcentów. Głównie traumatyczne.

Facet w garniturze, w różowym krawacie i z ogromną sportową torbą na ramieniu ciągle zatacza się korytarzami pociągu i uparcie zagląda do przedziałów. Jego twarz czerwona od alkoholu, brwi i włosy białe, przez co przypomina dziwaczne, przerośnięte pisklę, gdzieniegdzie opierzone.

Kiedy to ja wpadłam do króliczej nory? Czy ktoś mi dodał jakichś narkotyków do jedzenia lub picia?

Okno ciągle się otwiera. To znaczy, gdy nie widzę, ktoś je otwiera, choć ja ciągle wstaję i zamykam, bo mi zimno. Nie mam zielonego pojęcia, kto to robi, skoro cały czas siedzę na miejscu i powinnam zauważyć.

I nie chcę wyjść na marudę, ale jest mi źle. Dzieciaki ciągle przechodzą do innych przedziałów i muszę bez przerwy wstawać. Mogą sobie leżeć, siedzieć wygodnie, nie martwią się o kradzież plecaków, a jeszcze chamsko mi przeszkadzają. Mi skulonej na niewygodnym krzesełku na ciasnym korytarzyku, która telepie się z zimna i nie jest w stanie zasnąć w pozycji nieludzkiej. Jestem w wagonie bydlęcym. Niedawno czytałam „Gułag” Anne Applebaum. Ale jeszcze trochę, jeszcze trochę...

Mass media przedstawiają gimnazjalistów jako potworów. Wiem coś o tym. Ci może nie gwałcą dziewczynek i nie filmują tego komórkami, ale strasznie hałasują. To tyle. Młodość. Młodość, wyszalej się. Spierdalać – szepczę za każdym razem, gdy jakiś chłopak ubrany w modnym sklepie chamsko się rozpycha a ja czuję się jak w tym wagonie bydlęcym. Zamykają mi się oczy i zaczynam być koniem. Moja noga ugrzęzła między kratami. Chrup... pękła. Ocknęłam się i faktycznie moja noga nieomal popadła w niebyt. Zdrętwiała.

Przedpołudnie i wczesne popołudnie, przed Kebabem (Warszawa)

Ludzie biegną w jednym kierunku. Parada, lecz nie równości, a studentów. Wynajęli ciężarówki i tańczą przy jakimś techno. Podeszłam bliżej, by się im przyjrzeć, a po drodze poparzyłam się kawą. Wielu myśli, że to „pedały” już paradują, ale to raczej nie tędy i nie o tej godzinie.

Siedziałam sobie przysypiając na ławce na drżącej ziemi nad metrem. Z samego rana żuliki wręczały niektórym przechodzącym obok dziewczynom bukieciki konwalii za grosisza na mocny trunek. Szkoda, że nie sfotografowałam takiego momentu. Z jednej strony matowy, szarobury dziad, z drugiej gładolice dziewczę z cekinową torbą, a pomiędzy nimi konwalie. Może rycerski epos o rycerzu Dziadonie i kobiecie zwanej Cekiną, która nie chciała zostać damą jego serca, bowiem uczuła ona, iż Dziadon jest jej niegodny? Biedny Dziadon zabił się z rozpaczy, a na jego grobie wyrosły konwalie.

Potem przeszłam się na Starówkę. Nie było jeszcze turystów, co mnie ucieszyło. Usiadłam na nasłonecznionej ławce, przez co naraziłam się miejscowym pijaczkom. To była ich ławka, tak przynajmniej mi zasugerowali gapiąc się na mnie świdrującym wzrokiem z zacienionej ławki nieopodal i wymieniając między sobą dyskretne uwagi na temat mojego bezczelnego wkroczenia na ich teren . Chyba powinnam była wcześniej powąchać mury, by zorientować się, czy czasem nie oznaczyli miejsca swym moczem.

Mocz, mocz. W pociągu mocz, na Starówce mocz. Moczem cuchnie na dworcu, zapach moczu wydobywa się z ciemnych klatek schodowych, wybiega w rozgrzane powietrze, gdzie pył wdziera się w każdą szczelinę, w każdy por skóry i wysysa życie.

A teraz ten Kebabiarz. Kebabmen. Kebabin. Gdzieś czytałam lub słyszałam głos typa pracującego w gastronomii, który ostrzegł przed jedzeniem kebabów. Niemal pewne, że chodzą po nim różne wstrętne stworzenia, a facet, który go nakłada, dotyka mięsa gołymi rękami, którymi wcześniej się podcierał.

W tle wieżowce. Namalowali je na niebie, to pewne. Są niebieskie, ledwo je widać przez ten kurz i pył. Tylko na co, po co? Zabudowa typu city, dobry cel dla terrorystów. Kobieta histerycznie macha rękami, a grubi Amerykanie uciekają przed rozwścieczonym szarym obłokiem kurzu.

Mandala

Nie byłam na paradzie. Właściwie to nie żałuję. Media napiszą o kontrdemonstracji i o znanych ludziach, którzy tam byli, szczególnie o politykach, o Senyszyn (gdy przyjechałam do domu, okazało się, że wcale się nie myliłam... nie ma sensu czytać njusów, skoro jest to takie przewidywalne). A ja siedzę na leżaczku, dziewczyny już się uwijają i jest mi głupio, że nie jestem w stanie im nawet w jakikolwiek sposób pomóc. Bełkoczę. Mózg mi wyparował i chyba jestem mocno odwodniona. Do tej pory trzymałam dzielnie mocz w swym pęcherzu, przez co mogłabym konkurować z ekspedientkami z hipermarketu. Kawa. Umrę młodo.

Jakoś po czternastej powoli zaczęli przychodzić ludzie. Prawdopodobnie sami znajomi organizatorek. Moje nieróbstwo i chamski odpoczynek, a nawet przysypianie już nie rzucały się tak bardzo w oczy. Dzięki Odynowi, wzięłam okulary przeciwsłoneczne, więc nie było widać, że moje ślepka same się zamykają.

Potem przypadła mi rola opiekunki czytelni. Gdy zaczął już się robić tłum, moje zadanie stało się niemal niewykonalne. To znaczy – pilnowanie, by ktoś czasem nie ukradł zina, bo niektóre są nieodtwarzalne. W każdym razie, mam nadzieję, że dziewczynom nic nie zginęło.

Nie wiem, ile było dokładnie stoisk, ale chyba z sześć, siedem, a w każdym coś ciekawego. Na murach porozklejane były obrazki Bordowej, komiks by Lolagouine traktujący o historii queerowych zinów i coś tam jeszcze, czemu się nie przyjrzałam, bo już miałam mroczki przed oczami. Był stoliczek, przy którym można było zrobić swoją stronę w zinie, a gdzieś tak po trzeciej zaczął się pierwszy wykład na temat historii zinów by Papcuch. Szkoda, że czytany z kartki i dość ogólnikowo. Z podobnych atrakcji – prezentacja na temat G8, kilka krótkich filmików o różnej tematyce, na przykład akcja Radykalnych Clownów. Następnie warsztat na temat diajłajowych książek. Warsztat praktyczny. Nawet zaczęłam robić tą książeczkę, ale nie potrafiłam trafić nitką w ucho igły i ogólnie się zdenerwowałam, a wręcz wkurwiłam. Ale pewnie pocieszę niepocieszoną Gohę pisząc, że właśnie na ten warsztat czekałam jako na ten ciekawszy i wcale się nie rozczarowałam. Po warsztacie interesujący wykład Sylwii na temat historii kobiecych zinów, a w międzyczasie mały „street art” wykonywany przez jedną dziewczynę, spontan.

Pewnie łatwo się domyślić, że atrakcje sympozjum były zaplanowane z nastawieniem na większą ilość osób „spoza”, które nie są tak „obcykane” w zinach, tzn. nie kupują ich, nie tworzą, nie dystrybuują. Niestety takowych osób zabrakło, ale tak czy siak, wyniosłam z całej imprezy pozytywne wrażenia. Można było porozmawiać z dawno nie widzianymi osobami, uzupełnić swoją kolekcję zinów (w moim przypadku jest to marna „kolekcja”, bowiem jestem straszliwie niezdecydowana jeśli chodzi o wydawanie kasy), a przede wszystkim wyluzować się. I Bordowa, i ja przyznałyśmy, że tego właśnie było nam trzeba. Takiego czilałtu w miłej atmosferze. Tu piję do osób, których tam nie było, a pisały coś w stylu „oni tam czytają i nie chleją!” ;-)

Home, sweet home

Byli tacy, co po sympozjum udali się na Noc Muzeów. Ja nie. Po prostu chciało mi się cholernie spać. Za gościnę i nocleg serdecznie Bordowej dziękuję :-)

Okęcie. Zakonnica w autobusie spoziera na mnie z grozą i odmawia pod nosem różaniec. Serio.

A na drogach wysyp autostopowiczów. Majówka.

Kierowca 1: Quasi-mafiosi na belgijskiej rejestracji. Czemu mafiosi? Bo jechali drogim autem z tych aut, które się nie psują i nic nie mówili. Gdy kierowca gadał z kimś przez komórkę, używał samych ogólników. Rany.

Z drugiej strony zaczęłam się zastanawiać, czy czasem nie mam w swej mózgownicy zakorzenionego jakiegoś rodzaju rasizmu, uprzedzenia. To byli Turcy, przynajmniej na to wyglądało. Kiedyś już jechałam z Turkami, ale oni ze mną przynajmniej rozmawiali. A ci... No, nie wiem, co o tym myśleć...

Kierowca 2: Leci Led Zeppelin. Ale typ czaił wiele różnych gatunków muzycznych. Gadaliśmy o związkach (!), gdzie zaskoczył mnie brak moralizatorstwa ze strony zaobrączkowanego kolesia w koszuli. Potem rozmowa zeszła na crust punk. Śmialiśmy się, że powinien powstać specjalny program komputerowy do generowania crustowych tekstów :-)

Kierowca 3: Najdłuższa jazda i najciekawsza gadka. Poruszyliśmy wiele, wiele tematów. Kierowcy TIRów prawie zawsze narzekają na brak perspektyw w Polsce. Pewnie dlatego, że dużo podróżują i wiedzą, jak jest poza granicami Polski. Facet opowiedział mi ciekawe rzeczy o różnych krajach, a poza tym stwierdził, że pewnie praca kierowczyni ciężarówki by mi się spodobała. Nie jestem co do tego przekonana. W Polsce są ponoć trzy takie kobiety. Koleś powiedział, że w wielu firmach kandydatki musiałyby umieć naprawiać swój wóz, co je zniechęca, ale generalnie, skoro tyle kobiet radzi sobie z prowadzeniem autobusów, to czemu nie miałyby wziąć się za prowadzenie TIRa? Ja chyba wiem, czemu. Tylko, że to w Polsce tak... Naprawdę, podobało mi się podejście tego faceta do takich spraw, jak aborcja, sytuacja kobiet w Polsce, szczególnie tych, które chcą rodzić dzieci lub je już mają. Jaką ja odczuwam ulgę, gdy słyszę coś takiego z ust prostego kierowcy ciężarówki!

Kierowca 4: Real gypsy. Chciał mnie ukraść do Grecji. Ulubione słowo „tendyk”.

Kierowca 5: Znowu „tendyk”.

Kierowca 6: Mr Speed. Szybko mówił i szybko zapierdalał wozem. A dojazd do Grodkowa rozorany i jedzie się przez jakieś polne drogi. Apokalipsa.

To było niezwykle inspirujące. Żaden koncert, żadna mocno zakrapiana alkoholem biba tak mnie nie napędza jak tak udana wyprawa i spędzenie czasu w tak miłym towarzystwie! Naprawdę, dziewczynom należą się ogromne brawa za zorganizowanie tak fajnej imprezy! I tylko życzyć im zajebistych pomysłów na następną... ]:->



foty/endi/bordo





1 komentarz:

LolaCz pisze...

hy hy, a na tym zdjęciu, gdzie jest kupę ludzi, wyglądam dokładnie tak, jak się czułam, a nawet lepiej! jaki wstyd ;-)
czy można łaskawie prosić o podesłanie zdjęć na skrzynkę pocztową grizzliserwisu? prosiee.